Tytuł książki to "Rada Uchodźców". Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Informujcie mnie o tym, czy Wam się podoba to, co robię, a jeśli nie, to piszcie w komentach, co według Was można zmienić.
------------------------------------------------------
Kadencja Roberta Fostera dopiero się
zaczynała, a już siała spustoszenie. Nie
minęły nawet 2 miesiące, a mój dom stanął w płomieniach.
Był to feralny 4 kwiecień.
Postanowiliśmy zachowywać się spokojnie, choć byliśmy wściekli. Nie daliśmy
tego po sobie poznać.
Siedzieliśmy w staromodnej kuchni o
nieco poszarzałych, białych ścianach. Wiekowe już dębowe meble, wypełniały
pustkę pokoju wraz ze ściennym, zielonym zegarem. A ciszę zapełniał spokojny
głos spickera telewizyjnego obwieszczającego początek wiadomości z dzisiejszego
dnia:
- Dzień dobry, wita was John Dooprie. W
całym kraju aż wre od protestów Amerykanów. Protest dotyczy prezydenta Roberta
Fostera. Niespełna 2 godziny temu, na Światowym Zebraniu Rady Prezydentów,
obraził głowę jednego z europejskich państw, Rosji. Pan Slavomir Gawriłow, prezydent Rosji wypowiedział
nam wojnę. Robert Foster w ciągu półtora godziny od zajścia stracił cztery
piąte poparcia Amerykanów. Komisja Nadzorcza ds. Prezydenckich jest gotowa
odwołać obecnego prezydenta USA, oraz zorganizować wybory raz jeszcze.
Spiker
nie zdążył dopowiedzieć zdania, bo ojciec nie wytrzymał złowróżbnej atmosfery
wiszącej w powietrzu.
- Tak być nie może! Ludzie zginą! -
równocześnie z tymi słowami zerwał się na nogi.- Ja tego nie mogę znosić w
takim spokoju! To nawet nie jest niedorzeczne, to hańba. Jadę tam!- krzyczał.
- Tato, uspokój się! - próbowałam
przemówić mu do rozsądku. - Za ścianą jest Matt!
- Nie mogę! Ja... ja... nie mogę. -
prawie się rozpłakał.
- Usiądź, proszę.
Bez marudzenia usiadł i znów
pogrążyliśmy się w ciszy. Tymczasem spiker już przekazał głos korespondentowi z
Waszyngtonu.
- Drodzy państwo, czy pozwolimy na coś
tak poważnego jak wojna? - zapytał - Myślę, że nie. Każdy może być obecny na
jutrzejszym proteście. Odbędzie się on o godzinie trzeciej po południu, jeśli
nie macie możliwości na dostanie się do Waszyngtonu, nasza telewizja będzie
transmitować protest. Dziękuję za uwagę, Andy Sumers. - i oddał głos spikerowi.
- A teraz przejdźmy do pogody. Nevill
Rozenberg jest w naszym studiu. Nevill, oddaję ci głos...
Ojciec wstał i poszedł do przedpokoju.
A ja za nim.
- Gdzie idziesz?
- Tak, jak powiedziałem, na ten protest
w Waszyngtonie. Poproszę Helen, żeby się wami zajęła. Kiedy mnie nie będzie,
zaopiekuj się Mattem. - podszedł do mnie i przytulił - Co by się nie stało
pamiętaj, że zawsze was kocham i będę kochać... Nawet, jeśli coś nas
rozdzieli... Przyrzeknij... Przyrzeknij, że się nim zaopiekujesz.
- Przyrzekam, tato. A ty, że wrócisz tu
cały i zdrowy! Przyrzeknij.
- Nie mogę ci tego obiecać, córeczko.
Moja mała Jane... - i wyszedł.
- Tato zaczekaj... - odezwałam się po
chwili osłupienia.- Nie zostawiaj mnie...
Było już po fakcie. Wyszedł. Wyszedł i
może już nie wróci... - próbowałam nie dopuścić tej myśli od siebie, ale nie
udało się. Znów przepełniła mnie gorycz rozpaczy.
Miałam ochotę objąć Matta ramieniem. I
tak też zrobiłam. O dziwo nie wyrwał mi się. Pomyślałam, że musiał słyszeć
naszą rozmowę. Na myśl o tym przytuliłam go mocniej.
- Jane, czy to prawda, że tata gdzieś
jedzie? Tylko powiedź mi prawdę!
Miał prawo wiedzieć, ale jak się
poczuje, kiedy będzie miał świadomość, że ojciec może nie wrócić? Po dłuższym
milczeniu odpowiedziałam:
- Tak, tata wybiera się na... pewnego
rodzaju... zjazd absolwentów. - nie kłamałam. Foster i ojciec znali się
osobiście z liceum, jak wielu innych ludzi.
- Wróci?
- Tego nie mogę obiecać, ale wiem, że
na pewno będzie się bardzo starał wrócić do nas cały i zdrowy.
- A kto będzie się nami opiekował? -
zapytał Matt z lękiem w głosie.
- Nie martw się, ciocia Helen się się
nami zajmie. - znów próbowałam go uspokoić.
Można uznać, że bez skutku. W ogóle się
nie uspokoił.
Świetny prolog, nie mogę doczekać następnego rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńFantastycznie !
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału :D