czwartek, 13 czerwca 2013

3. Rozmowa


Rano wstałam razem ze słońcem i spakowałam nasz niewielki dobytek. Matt spał jak zabity z miną zbuntowanego anioła.
         Kiedy już miałam obudzić Matta zobaczyłam, że wielki dąb kilka metrów od nas zaczął się chwiać. Mógł runąć na nas lada chwila. Gorączkowo trząsłam bratem, lecz wybudzanie go zajęło mi za dużo czasu. Drzewo runęło na mu na nogę.
         Krzyk spłoszył całe tabuny ptaków. Próbowałam wyciągnąć Matta spod pnia, ale bezskutecznie.
         Nagle usłyszałam trzask łamanych gałązek i szelest liści. Ktoś biegł ku nam i już po chwili zza drzew wyłonił się wysoki chłopak. Jego twarz przejawiała zdziwienie, ale piwne oczy okazywały radość. Ciemne, rude włosy opadały na czoło. Zatrzymał się jakieś 10 metrów od nas, a następnie, ku naszemu zdziwieniu z jego gardła wydobył się okrzyk radości.
         Zmierzyłam go pretensjonalnym spojrzeniem i, zauważywszy nasze kłopoty, podbiegł by nam pomóc. Wspolnie wyciąneliśmy Matta spod pnia.
         - Twoja noga jest złamana - powiedział po krótkiej dianozie. - Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzimy - dodał, widząc minę mojego brata.
         - Mam na imię Jane, a ty?
         - James - podaliśmy sobie dłonie. Jeszcze chwilę wpatrywaliśmy się w siebie z mieszanką zdziwienia i zainteresowania.
         - Ekhem! - odchrząknął Matt.
         - Ach! No tak... Już was zabieram - rzekł z zawstydzeniem w głosie.
         - Dokąd? - zapytałam.
         - Do siebie.
         Nie zadawaliśmy więcej pytań i daliśmy się prowadzić na ślepo. James pomógł wstać Mattowi i podparł go ramieniem, ja za to zajęłam się bagażem.

         Po kilkunastu minutach drogi przez gąszcz zatrzymaliśmy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz