W nocy mieliśmy zmieniać
się wartą, ale kiedy wzięłam pierwszą zmianę i Matt zasnął, nie miałam serca go
budzić. Nie spałam do świtu, kiedy Matt wstał i poszedł między drzewa. Mimo
wszystko bałam się o niego i zaglądałam za nim dopóki nie zobaczyłam, jak
zbiera gałęzie za najbliższym drzewem. Uznałam, że mogę odpocząć.
Obudził mnie trzask łamanego drwa. Zerwałam się na nogi i
zobaczyłam mojego brata z suchą gałęzią połamaną w pół, jedna część gałęzi w
jednej dłoni, a druga w drugiej. Stał nad dość skromną ilością podobnych,
lichych patyków ułożonych w stos, na którym żarzył się płomień.
Odrzucił obie części z dłoni wprost na palenisko.
- Przepraszam, nie chciałem cię budzić – powiedział.
- I tak nie spałam – okłamałam go.
- Czemu nie obudziłaś mnie w nocy?
- Eee... Zapomniałam...
- Tym razem ja biorę całonocną wartę.
- Nie musisz…
- Nie, to ty nie musisz siedzieć z oczami na zapałki przez
całą kolejna noc!
Nie próbowałam mu zaprzeczać. Wiedziałam, ze jest uparty, a
ja i tak zrobię swoje, czy tego chce czy nie. To już musiał przeboleć.
Poza tym wiedziałam, że to błahostka. Teraz trzeba było się
zająć przetrwaniem. W pierwszą noc w prawdzie nikt nas nie zaatakował, ale
byłam pewna, że to zwykłe szczęście nowicjusza. Musieliśmy ostro zabrać się do
pracy. Nie byłam nawet pewna czy w dzień nikt nas nie zpoaatakuje, a co dopiero
w nocy. „Bądź czujna – powiedziałam sobie na otuchę. – Dla Matta”.
Pomyślałam też, że sprawdzę, co mamy do dyspozycji.
Zapomniałam o mojej torebce, w której mogło się znaleźć kilka przydatnych
rzeczy. Podniosłam ją z ziemi i otrzepałam z kurzu. Z czarnej, skórzanej torby
wyjęłam kolejno: kosmetyczkę, telefon, portfel, okulary do czytania, paczkę
chustek higienicznych, notatnik w kratkę i czerwony długopis z logiem firmy
budowlanej. Postanowiłam wszystko to przejrzeć dokładnie jeszcze raz, być może
znajdując drugą stronę medalu. No więc: wnętrze kosmetyczki – eyeliner,
błyszczyk, tusz do rzęs, puder i kasetka z 3 kolorami cieni do powiek. Potem
sprawdziłam zasięg w telefonie, co nie dało mi żadnej satysfakcji. Zerowa ilość
kresek określających zasięg jeszcze dodatkowo mnie dołowała.
Skoro w torbie nie było nic przydatnego, trzeba było pomyśleć
o najbliższej przyszłości. Przecież nie mogliśmy siedzieć w lesie przez cały
czas, choć mogłoby to być najlepsze rozwiązanie ze względów bezpieczeństwa.
Czas dłużył się nieubłaganie, tym samym nie ułatwiając nam
zadania. Mijał dzień za dniem w monotonii, jakiej jeszcze nigdy nie zaznaliśmy.
Aby trochę podnieść się na duchu robiłam notatki poczynając
od drugiego dnia.
" dzień drugi:
Pobyt się ciągnie
i myślę, że jeśli nie ruszymy się stąd, zwariujemy. Matt z obłędem w oczach
chodzi w koło ogniska, a kiedy próbuję się do niego odezwać, ignoruje mnie. Nie
wiem co mam robić, ale musimy stąd iść, choć boję się o nasze życie poza
lasem..."
Postanowiłam, że wyruszymy o świcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz