sobota, 8 czerwca 2013

II. Dzicz



W nocy mieliśmy zmieniać się wartą, ale kiedy wzięłam pierwszą zmianę i Matt zasnął, nie miałam serca go budzić. Nie spałam do świtu, kiedy Matt wstał i poszedł między drzewa. Mimo wszystko bałam się o niego i zaglądałam za nim dopóki nie zobaczyłam, jak zbiera gałęzie za najbliższym drzewem. Uznałam, że mogę odpocząć.
         Obudził mnie trzask łamanego drwa. Zerwałam się na nogi i zobaczyłam mojego brata z suchą gałęzią połamaną w pół, jedna część gałęzi w jednej dłoni, a druga w drugiej. Stał nad dość skromną ilością podobnych, lichych patyków ułożonych w stos, na którym żarzył się płomień.
         Odrzucił obie części z dłoni wprost na palenisko.
         - Przepraszam, nie chciałem cię budzić – powiedział.
         - I tak nie spałam – okłamałam go.
         - Czemu nie obudziłaś mnie w nocy?
         - Eee... Zapomniałam...
         - Tym razem ja biorę całonocną wartę.
         - Nie musisz…
         - Nie, to ty nie musisz siedzieć z oczami na zapałki przez całą kolejna noc!
         Nie próbowałam mu zaprzeczać. Wiedziałam, ze jest uparty, a ja i tak zrobię swoje, czy tego chce czy nie. To już musiał przeboleć.
         Poza tym wiedziałam, że to błahostka. Teraz trzeba było się zająć przetrwaniem. W pierwszą noc w prawdzie nikt nas nie zaatakował, ale byłam pewna, że to zwykłe szczęście nowicjusza. Musieliśmy ostro zabrać się do pracy. Nie byłam nawet pewna czy w dzień nikt nas nie zpoaatakuje, a co dopiero w nocy. „Bądź czujna – powiedziałam sobie na otuchę. – Dla Matta”. 
         Pomyślałam też, że sprawdzę, co mamy do dyspozycji. Zapomniałam o mojej torebce, w której mogło się znaleźć kilka przydatnych rzeczy. Podniosłam ją z ziemi i otrzepałam z kurzu. Z czarnej, skórzanej torby wyjęłam kolejno: kosmetyczkę, telefon, portfel, okulary do czytania, paczkę chustek higienicznych, notatnik w kratkę i czerwony długopis z logiem firmy budowlanej. Postanowiłam wszystko to przejrzeć dokładnie jeszcze raz, być może znajdując drugą stronę medalu. No więc: wnętrze kosmetyczki – eyeliner, błyszczyk, tusz do rzęs, puder i kasetka z 3 kolorami cieni do powiek. Potem sprawdziłam zasięg w telefonie, co nie dało mi żadnej satysfakcji. Zerowa ilość kresek określających zasięg jeszcze dodatkowo mnie dołowała.
         Skoro w torbie nie było nic przydatnego, trzeba było pomyśleć o najbliższej przyszłości. Przecież nie mogliśmy siedzieć w lesie przez cały czas, choć mogłoby to być najlepsze rozwiązanie ze względów bezpieczeństwa.
         Czas dłużył się nieubłaganie, tym samym nie ułatwiając nam zadania. Mijał dzień za dniem w monotonii, jakiej jeszcze nigdy nie zaznaliśmy.
         Aby trochę podnieść się na duchu robiłam notatki poczynając od drugiego dnia.
         " dzień drugi:
Pobyt się ciągnie i myślę, że jeśli nie ruszymy się stąd, zwariujemy. Matt z obłędem w oczach chodzi w koło ogniska, a kiedy próbuję się do niego odezwać, ignoruje mnie. Nie wiem co mam robić, ale musimy stąd iść, choć boję się o nasze życie poza lasem..."     
         Postanowiłam, że wyruszymy o świcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz